Przejdź do treści stronyPrzejdź do menu strony
Ostatnia część wywiadu z zespołem SWANS!

Ostatnia część wywiadu z zespołem SWANS!

Data publikacji: 22 lutego 2013
Pamiętacie jeszcze pierwsze części wywiadu z zespołem SWANS? Dzisiaj mamy dla Was ostatnią część

Jedno stado małp

Michael Gira wraca do Polski! To dla fanów Swans znakomita wiadomość tym bardziej, że takich atrakcji jakie zapewnia Gira próżno szukać na koncertach innych artystów. Kto był ten wie, o co chodzi, a kto nie był może spodziewać się naprawdę konkretnej jazdy. Nawet pomimo tego, że Swans jakby złagodnieli w porównaniu do swoich wczesnych koncertów, to i tak wciąż są unikalnym scenicznym zjawiskiem. 
- Pamiętasz swój pierwszy koncert? Ten pierwszy raz kiedy stałeś na scenie?
- Jasne, pamiętam nawet dość dobrze. To było w 1978 roku z moim punkowym składem Little Cripples. Otwieraliśmy w San Francisco koncert mojej ówczesnej przyjaciółki Alice Bag z zespołu Alice Bag and The Bags.  Byłem ekstremalnie zdenerwowany i z samego wykonu nie pamiętam prawie nic, ale utrwaliło mi się wtedy to poczucie, że na scenie jest dobrze, że dobrze się tam czuję.
- Pomyślałeś wtedy, że to jest coś co chcesz robić przez resztę życia?
- Nie, ani wtedy ani teraz nie myślę o reszcie mojego życia (śmiech). Po prostu cieszę się tym szczęściem, że mogę w danej chwili robić dokładnie to po co Bóg zesłał mnie na ten świat. Jestem - szczęśliwy że wciąż mi się to udaje.
- Kiedy zaczynałeś grać było trochę inaczej niż dziś. Jakie miałeś problemy na samym początku?
- Wiesz, to czy się ma problemy z graniem koncertów zależy od nastawienia. Jak szukasz problemów to je znajdziesz, na sto procent. Dla mnie to zawsze było cudowne uczucie, nie myślałem o tym co jest nie tak, bo za bardzo się cieszyłem tym co się dzieje. Czasami los stawiał przede mną wyzwania i trzeba było reagować na nagłe i nieprzewidziane sytuacje, nie zawsze przyjemne. Ale nigdy nie poczułem, że mam tego dosyć bo jest za bardzo pod górkę.
- Nikt się was nie czepiał że tak głośno wtedy graliście?
- My cały czas głośno gramy! (śmiech). Cóż… jesteśmy znani z tego, że sprzęt w klubie dostaje od nas bardzo ostro po dupie, ale nie pamiętam, żeby ktoś się jakoś szczególnie skarżył. Może to dlatego, że to nie ja rozmawiam z managerami w tych klubach (śmiech).
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- A publiczność? Dla niej też bywasz dość… szorstki, delikatnie mówiąc…
- Cóż, kiedy zaczynaliśmy, nasza muzyka była czymś ekstremalnym. To był rodzaj dźwiękowego doznania jakiego nikt w tych czasach się nie spodziewał. Dla niektórych do był szok i totalny chaos. Pojawiało się przy tym mnóstwo różnych emocji, napięcia, czasami nawet walki. To działało w obie strony, nie tylko my byliśmy agresywni, ludzie na widowni też, to była bardzo specyficzna relacja między nami a nimi. Dziś ludzie są już przyzwyczajeni do bardzo ostrego przekazu na scenie i raczej doznają ekstazy przy takich dźwiękach niż napadów szału. Łatwiej jest im zrozumieć, że muzyka bez względu na poziom decybeli czy przekaz ostatecznie ma dawać radość i że jesteśmy w tym wszyscy razem. Czasami trafia się jakiś idiota, którego trzeba uspokoić, ale poza tym myślę, że dobrze się bawimy.
- Masz jakąś definicję udanego koncertu? Taki ideał do którego dążysz?
- Moim celem za każdym razem jest dotknięcie czegoś nowego, czegoś czego nie było wcześniej. Dlatego muzyka Swans na koncertach wciąż się zmienia, nigdy nie gramy tego samego numeru dwa razy tak samo. Nie odtwarzamy jednakowo kolejnych kompozycji, staramy się je wciąż od nowa tworzyć.
- Musisz mieć duże zaufanie do reszty muzyków skoro pozwalasz sobie na takie poszukiwania w trakcie koncertu. W końcu wszystko można bardzo łatwo zepsuć…
- To prawda, ale my nie improwizujemy w taki sposób jak to robią jazzmani. Pracujemy bardziej nad brzmieniem, nad sumą tego, co słyszą ludzie. Nikt z nas nie gra długich solówek, nie rozjeżdżamy się zanadto w czasie koncertu. W czasie grania powstaje rodzaj transu, który jest inspirujący dla nas wszystkich i który sprawia, że jesteśmy bardzo skoncentrowani na muzyce. Muzykom ufam bo gramy bardzo intensywne i długie próby.
- To ciekawe. Niektóre zespoły, które też improwizują na scenie, nie grają prób prawie wcale…
- Czasami przed trasą koncertową gramy po osiem godzin dziennie przez cały miesiąc! Dzięki temu mamy tę muzykę we krwi, w systemie nerwowym. Brzmienie staje się pełne, kompletne. Może słowo kontrola nie jest tu najlepsze żeby opisać ten stan, być może jest to bardziej wiedza. Dokładna wiedza na temat tego jak chcemy zabrzmieć.
- Publiczność ma jakiś konkretny wpływ na to jak wam wychodzi granie?
- Oczywiście! Słuchacze są w tym procesie tak samo ważni jak my. Bardzo dużo od nich zależy.
---------------------------------------------------------------------------------
- Lubicie grać na festiwalach?
- Lubimy. Festiwale mają co prawda inną energię niż kluby, ale też są na swój sposób fajne. Graliśmy w Polsce na OFF Festiwal. To było fantastyczne doświadczenie, i my byliśmy tego dnia w formie i publiczność była świetna. Wszystko się udało (śmiech).
- Kiedy gracie w klubach każesz wyłączać klimatyzację. Nie masz za grosz litości dla ludzi.
- E tam, nie zawsze ją wyłączamy. Czasem jak wieje za mocno to mi to rujnuje głos, wtedy nalegam na wyłączenie. Poza tym gorąco w połączeniu z hałasem daje ten specyficzny urok z którego słyną Swans! (śmiech).
- Niebawem zagracie w klubie Stodoła w Warszawie. Wiadomo z grubsza czego można się spodziewać?
- Zagramy trzy numery z ostatniego albumu, kilka starszych piosenek i mnóstwo premierowego stuffu, którego jeszcze nikt nie słyszał. Aha, powiedz tam ludziom, żeby się nie bali. Nikomu nie zrobimy krzywdy!
- Chyba i tak się nie boją. Myślisz, że ludzie na waszych koncertach różnią się jakoś od siebie w zależności od tego gdzie gracie? Czy amerykanie są inni jako słuchacze niż europejczycy albo azjaci?
- Dla mnie wszyscy są tacy sami. To wszystko jedno stado małp (śmiech).

Rozmawiał
Piotr Miecznikowski
 

Dotyczy koncertu

Dołącz do nas na
Facebook Instagram YouTube Tweeter TikTok
Bądź na bieżąco Zapisz się do Newslettera

Klub Politechniki Warszawskiej „STODOŁA”

ul. Batorego 10, 02-591 Warszawa

telefon: +48 22 825 60 31, +48 691 800 388