Przejdź do treści stronyPrzejdź do menu strony
Druga część wywiadu z zespołem SWANS!

Druga część wywiadu z zespołem SWANS!

Data publikacji: 15 lutego 2013
W ramach zaposkojenia ciekawości, którą obudziliśmy w Was tydzień temu, publikujemy dalszą część wywiadu z zespołem SWANS.

Jedno stado małp [2] Ciąg dalszy wywiadu z liderem zespołu Swans, który już za miesiąc na dwóch koncertach w Polsce:
- Nikt się was nie czepiał że tak głośno wtedy graliście?
- My cały czas głośno gramy! (śmiech). Cóż… jesteśmy znani z tego, że sprzęt w klubie dostaje od nas bardzo ostro po dupie, ale nie pamiętam, żeby ktoś się jakoś szczególnie skarżył. Może to dlatego, że to nie ja rozmawiam z managerami w tych klubach (śmiech).
- A publiczność? Dla niej też bywasz dość… szorstki, delikatnie mówiąc…
- Cóż, kiedy zaczynaliśmy, nasza muzyka była czymś ekstremalnym. To był rodzaj dźwiękowego doznania jakiego nikt w tych czasach się nie spodziewał. Dla niektórych do był szok i totalny chaos. Pojawiało się przy tym mnóstwo różnych emocji, napięcia, czasami nawet walki. To działało w obie strony, nie tylko my byliśmy agresywni, ludzie na widowni też, to była bardzo specyficzna relacja między nami a nimi. Dziś ludzie są już przyzwyczajeni do bardzo ostrego przekazu na scenie i raczej doznają ekstazy przy takich dźwiękach niż napadów szału. Łatwiej jest im zrozumieć, że muzyka bez względu na poziom decybeli czy przekaz ostatecznie ma dawać radość i że jesteśmy w tym wszyscy razem. Czasami trafia się jakiś idiota, którego trzeba uspokoić, ale poza tym myślę, że dobrze się bawimy.
- Masz jakąś definicję udanego koncertu? Taki ideał do którego dążysz?
- Moim celem za każdym razem jest dotknięcie czegoś nowego, czegoś czego nie było wcześniej. Dlatego muzyka Swans na koncertach wciąż się zmienia, nigdy nie gramy tego samego numeru dwa razy tak samo. Nie odtwarzamy jednakowo kolejnych kompozycji, staramy się je wciąż od nowa tworzyć.
- Musisz mieć duże zaufanie do reszty muzyków skoro pozwalasz sobie na takie poszukiwania w trakcie koncertu. W końcu wszystko można bardzo łatwo zepsuć…
- To prawda, ale my nie improwizujemy w taki sposób jak to robią jazzmani. Pracujemy bardziej nad brzmieniem, nad sumą tego, co słyszą ludzie. Nikt z nas nie gra długich solówek, nie rozjeżdżamy się zanadto w czasie koncertu. W czasie grania powstaje rodzaj transu, który jest inspirujący dla nas wszystkich i który sprawia, że jesteśmy bardzo skoncentrowani na muzyce. Muzykom ufam bo gramy bardzo intensywne i długie próby.
- To ciekawe. Niektóre zespoły, które też improwizują na scenie, nie grają prób prawie wcale…
- Czasami przed trasą koncertową gramy po osiem godzin dziennie przez cały miesiąc! Dzięki temu mamy tę muzykę we krwi, w systemie nerwowym. Brzmienie staje się pełne, kompletne. Może słowo kontrola nie jest tu najlepsze żeby opisać ten stan, być może jest to bardziej wiedza. Dokładna wiedza na temat tego jak chcemy zabrzmieć.
- Publiczność ma jakiś konkretny wpływ na to jak wam wychodzi granie?
…………… cdn. | Rozmawiał Piotr Miecznikowski

Fundusz Wsparcia Kultury

Wsparcie ze środków
Funduszu Przeciwdziałania COVID-19



Wsparcie otrzymało Stowarzyszenie Centralny Klub Studentów Politechniki Warszawskiej Stodoła
oraz Centrum Klubowe - Dom Kultury s.c. Wiesław Pękala Ewa Pękala.
Dołącz do nas na
Facebook Instagram YouTube Tweeter TikTok
Bądź na bieżąco Zapisz się do Newslettera

Klub Politechniki Warszawskiej „STODOŁA”

ul. Batorego 10, 02-591 Warszawa

telefon: +48 22 825 60 31, +48 691 800 388